6 listopada 2007

Wróg osobisty



Najpierw się pochwale. Dzięki szybkim trybikom swojego umysłu oraz niezwykle sprawnej pomocy ludzi, z którymi mam szczęście pracować, udało mi się dzisiaj uratować dzieciaka, a raczej jego nogę przed kalectwem … i tyle więcej nie piszę J


A teraz w temacie głównym.


Jakoś tak to już w moim życiu jest, że po prostu muszę mieć osobistego wroga. Jak tak dobrze pomyśleć to jest to wspaniała instytucja zachowania zdrowia psychicznego. Dzieje się tak, bo osobistego wroga można obwiniać o:


- niekorzystny wygląd (bo stresuje kobietę)


- niepowodzenia wszelkie (bo tak)


- niską pensję (bo jakby go nie było to więcej do podziału)


- kłopoty małżeńskie (akurat nie mam, ale jakby były to też J)


- brzydką pogodę


- pijanych kierowców

- zepsuty samochód

… i plagi egipskie, oraz inne rzeczy dziwne i niezwykłe.


A jak już mamy winnego to dalej gnębić, kanapki schować, zadzwonić o 3 w nocy, bo "taki fajny przypadek przyszedł" w domyśle - może chce zobaczyć. Wyzwala to w człowieku niezwykłe odczucie przyjemności, zwłaszcza jeśli samemu ostatnio leciało się dopinając gatki na pilny wyjazd ... którego nie było, czy gnębiąc prawie 300 ludzi szukało winnego wypicia ostatniego Red Bulla. J


Tak, osobisty wróg znacząco pomaga odreagować stresy wszelkie, zwłaszcza jakimś dziwnym trafem jest naszym dobrym kolegą, który rozumie, że jak baba ma zły dzień to ktoś po prostu MUSI oberwać. ;-)

7 komentarzy:

gucio pisze...

nic tylko gratulowac udanej akcji i... osobistego wroga :)

Anonimowy pisze...

też sobie poszukam...

Anonimowy pisze...

tez mam takiego wroga :) nawet stan polskiej gospodarki to jego wina :) ale wszystko ze spokojem przyjmuje na klate

Anonimowy pisze...

A jakby Ci tego wroga zabrakło to pamiętaj o Starym doktorze. Moja objętość pozwala, bez szkody dla samopoczucia i zdrowia (mojego i wrogoposzukiwacza) przyjąć każdą ilość negatywnych emocji. A i ukojenie łagodnością wrodzoną (tak charakterystyczną dla >puszystości<)gwarantowane.
P.S. Trochę się opuściłem w komentarzach ale dowalili dyżurów a i sytuacja osobista nader ostatnio skomplikowana (czasochłonnie) gościć aktywnie na Twoim bloogu nie pozwala. Sorry.

Anonimowy pisze...

ale za to się Stary Doktór pojawił, mnie też brakowało...

Anonimowy pisze...

Nie wolno odpuszczać w komentarzach :-(

To ja tu gnam po dyżurze i wpółślepa wyciskam mądrości (no, dobra czasem bredzę...:-)) to jakaś gratyfikacja mi się należy.

... tak więc marsz do komentowania ;-)

Anonimowy pisze...

Doktorze ! ,aż POJAŚNIAŁO na bloogu od czułej gotowości bycia "wrogiem zastępczym".Jesteś kompletnie zrehabilitowany,pomimo nieobecności .Mam tylko jedną wątpliwość:od kiedy to "puszystośc"przekłada się na łagodność ?.Jakieś badania naukowe potwiedziły to ? Protestuję w imieniu prawie ! chudych !!!
Oby w osobistych problemach "starczyło Ci siły do walki"."ODWAGI!",powodzenia i wiecej czasu.
Jako posiadaczka pary ptaków w charakterze odgromników nie odważam się nastawać na ich gabaryty,bo by zeszły,a innego wyjścia nie szukam.W razie czego..worek u sufitu wystarczy. Nie utuli,ale zawsze coś...
DO KOMPLETU brakuje mi! tu tradycyjnie wściekłej Mościkowej szarży na Starego Doktora,lub Olenę, /zęby jadowe stracił,czy co ?/.Ja rozważę do której frakcji dołączyć,poziom cukru we krwi nie jest constans,of kors.