25 marca 2008

Do przemyślenia… i czekam na komentarze


Wracając dziś rano po dyżurze tuż pod moim mieszkaniem zobaczyłam następujący widok. Zaparkowana karetka paramedyczna do której wchodzi sąsiadka wraz z osobą towarzyszącą. Rozsiada się na siedzeniu, ratownik usiłuje załadować torby po czym odjeżdżają.

Trochę się zdziwiłam sytuacją więc spytałam męża czy może coś wie.


Kanwa zdarzenia która opowiedział mi mój Misio przy śniadanku była taka, że sąsiadka pochorowawszy się na coś co nazwała "grypą żołądkową" stwierdziła, że potrzebna jej jest pomoc medyczna więc niewiele myśląc uderzyła do nas (stąd Misio znał sytuację), bo skoro się ma sąsiadkę lekarkę to żal nie skorzystać.


Szczęśliwie byłam na dyżurze J


Kolejną koncepcją było, że na pewno mamy jakieś leki w domu, na szczęście Misio wykazał się dużym rozsądkiem i choć wmawiano mu że jako mąż lekarki to na pewno wie co dać, w lekarza się nie bawił za to poradził aby taką dolegliwością udać się do dyżurnej przychodni lub wziąć leki p/gorączkowe poczekać do jutra i pójść do lekarza POZ – bo on by tak zrobił.


Jak się okazało do apteki trzeba by było jechać, w naszej przychodni są kolejki zwłaszcza w pierwszy dzień po świętach, generalnie problemy które w dotarciu do lekarza POZ rozwinęła sąsiadka wprawiły Misia w potężny opad szczęki więc dla dobra kontaktów sąsiedzkich postanowił nie komentować, i w ogóle się nie odzywać.


I tak do chodzącej kobiety z grypą żołądkową przyjechała karetka …

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

pani doktor Nikito :), ja tak nie w temacie... jako, że poczytuję regularnie, zapraszam do blogowego łańcuszka, tak w ramach oderwania i odprężenia po dyżurze :)
pozdrawiam
http://mehoffey.blog.pl
pozdrawiam :)
mehoffey

Anonimowy pisze...

A ja dla odmiany w temacie, Pani Doktor. Nigdy nie byłem lekarzem i już nie będę, ale także mam sąsiadów. Miałem i mam sąsiadkę, która namiętnie przychodziła po cukier, sól, spytać się która godzina etc.
Na szczęście udało się ja spławić odmawiając takich bezzwrotnych pożyczek.
Sąsiedzi są uczynni, ale i up...liwi też czasami.
Dużo zdrowia... dla sąsiadki oczywiście oraz Nikity.

Anonimowy pisze...

toż tu nie ma co komentować... bo bym za ostro jeszcze napisała ;)
Albo inaczej: fajna jest ta ratunkowa, prawda Pani Doktor? :D
pozdrawiam
gucio

Cynthia pisze...

Po pierwsze brawa dla męża, tak trzeba było postąpić. A sąsiadka to pjawka.

Anonimowy pisze...

Oleno,jeśli chcesz być
" nareszcie szczęśliwsza"
naucz Pana Misia asertywności,bo jak się zlecą wszyscy sąsiedzi,
możesz po niewczasie odkryć u
swojego partnera życiowego
zespół dziecka maltretowanego.
Powodzenia,bo terapia może stać się nieprzewidywalną niespodzianką.
Jak to w życiu......

Anonimowy pisze...

o kurde...

nie mam nic więcej do dodania, bo to przegięcie straszne!

pozdrawiam,
K

Anonimowy pisze...

"bo nie zna życia
kto nie służył w marynarce"