17 grudnia 2007

Dziki szał spoconych ciał





Kto na zakupach świątecznych był to wie o czym mówię. J


W tym roku postanowiłam być cwana i wybraliśmy się z Misiem na zakupy w niedziele o 8 rano naiwnie przypuszczając, że o tak brutalnej porze nikt z łóżka nie wyjdzie. Jak byliśmy naiwni wyszło już podczas parkowania.

Runda pierwsza.

Okazało się że chyba wszyscy wpadli na ten sam pomysł i kto w Boga wierzy odpalił swoja brykę i zajechał pod duży sklep. A jechali doprawdy różnie, dość że wspomnę starszego pana z denkami od piwa na oczach, który namiętnie popylał pod prąd, omal nas nie taranując i jeszcze laską wygrażał, że jakieś siurki śmiały mu drogę zajechać.

Oj śmigały panienki (pi.....) po samochodzie, śmigały, a Misio tylko zęby zaciskał, ale że wcześniej dostał pogadankę z odpowiednią dawka groźby karalnej na temat świąt, tłoku i odporności na dziwactwa wszelkie - to szczęśliwie trzymał nerwy na wodzy i nikogo nie zabił.

Runda druga – czyli sklep.

Zawsze myślałam, że sklep jest od kupowania, a park od spacerów, a tu taka niespodzianka. Wielopokoleniowe rodziny z co najmniej dwoma wózkami lub gromada biegających wszędzie dzieci oraz pokrzykującymi przygłuchymi seniorami rodu były normalnie wszędzie. Snując się dumnie między połkami i dywagując o błekitności koloru niebieskiego lub innymi wysoce istotnymi problemami skutecznie blokowali wszystkie przejścia. Nie daj, aby coś stało na półce którą właśnie oglądali - za cholerę się nie dopchasz. Wreszcie moje gromkie "Przepraszam" słyszał już chyba cały sklep, ale udało mi się w dwie godziny kupić wszystkie prezenty. Jeszcze mała czkawka przy kasie kiedy to czerwoniutki z tłumionej złości i walki z opornym wózkiem Misio zajarzył ile mu przyjdzie zapłacić – i już można było wrócić do domu.

Jak dobrze że następne zakupy świąteczne dopiero za rok, bo nie dość że choroby wenerycznej można się w tym ścisku nabawić to jeszcze by mi Misia zeschizowali.


(chociaż potrafił się dostosować i jak inne samce przyjął postawę mętnej rezygnacji snując się za połowica i popychając pęczniejący wózek)

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

ja późną nocą byłam i też tłum spotkałam :) a liczyłam o naiwna na kilku lunatyków około północy

Anonimowy pisze...

a mnie to jeszcze czeka :/

Lunetarius pisze...

Oj ta [tragi]magia świąt... tfu, tfu na psa urok:)nie świąt tylko zakupów świątecznych, prezentów, planowania potraw, zapraszania, uzgadniania kto kogo i kiedy odwiedzi.
Najpiękniejsze święta już miałem, teraz to przerost formy nad treścią. Zostały tylko wspomnienia świąt z dzieciństwa, choinki ze świeczkami i prawdziwym płomieniem, kolędy z płyty winylowej, zapach makowca etc. etc.
Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Dlatego ja prezenty kupuje DUZO wczesniej. A na 2-3 tyg przed swietami nie zagladam nawet w okolice duzych sklepow. Moje prezenty od tygodnia czekaja juz zapakowane. Jakos nie odpowiada mi ewentualnosc zlapania jakiegos syfa lub zadeptania w tym dzikim tlumie z koledami na ustach.
pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

Serdecznie współczuję! Jemu, czyli- Panu Misiowi. Pobudkę mu urządzili, jazdą i łażeniem zmordowali, i jeszcze płacić kazali. Sama radość- Wesołych Świąt!

Anonimowy pisze...

Życzył nie jakiś tam Anonimus, lecz Barnaba. A że tak wyszło? Odwieczne zmagania Słowianina z techniką, teraz- elektroniczną.Pozdrawiam