5 kwietnia 2008

Pożalę się trochę… znowu… ;-)



Dostałam wczoraj nadprogramowy dyżur… dostałam , dobre słowo. Raczej zadzwoniła do mnie dyspozytorka o 11 w południe oznajmiając że jako japoński ochotnik MAM dziś dyżur i już.

Szlag, by to trafił, ani jedzonka, gaciów na zmianę , ani nawet szczoteczki do zębów nie miałam, ale co było robić…

I jak mi ktoś jeszcze powie, że na dyżurach lekarze śpią, to łep ukręcę przy samej dupie!!!

Zharcowałam się na tym dyżurze jak koń na westernie, nogi mnie od leczenia bolały tak śmigałam między gabinetami a oko zamknęłam może wszystkiego zbierając 2,5 godziny, bo jakoś tak hurtowo się nam w lecznictwie zrobiło.

Piszę to nie bez powodu, jak już na rezerwie energetycznej dojechałam do domu, napiłam się kawusi (Misiowy ratunek już czekał że śniadankiem i napitkiem J) i zaczęłam przeglądać wiadomości poranne w necie to co było na pierwszej stronie portalu:

http://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/news.php?id_news=27478


Cudny artykuł pewnej pani pod tytułem "Pogotowie pomaga, ale czemu tak bezdusznie?"


No szlag trafia i cholera bierze! Jak przeczytacie zrozumiecie sami czemu.


No, a jak już się pożaliłam , to idę spać.

9 komentarzy:

gucio pisze...

heh, nawet nie mam siły się śmiać :( Jak się na kursach mówi, żeby dzwonić pod 999, a nie 112 to się ludzie śmieją, a potem proszę, pretensje, że to policja a nie pogotowie. A 10 minut czekania to rzeczywiście "cholernie" długo (chyba, że szpital tuż obok, nie znam Gdyni :)) A wnioski owej pani - :)

Pozdrowienia dla japońskiego ochotnika :D

Anonimowy pisze...

Nikito... śpiąca już zapewne! To, co opisujesz z tym swoim dyżurem to prawda. Urobiłaś się po pachy, bo ktoś w ostatniej chwili zarządził twoim czasem.
Pani z Trójmiasta nie widziała tego, ale widziała to, coś innego. Twoja ciężka praca i poświęcenie, nie równoważy skandalicznego zachowania sanitariuszy.
Każdy człowiek odpowiada za swoje czyny - Ty nie jesteś całą służba zdrowia... jesteś sobą i robisz swoje.
Owszem jest w nas coś takiego, że bronimy się nawet wtedy, jak rzecz nas nie dotyka... Tak na wszelki wypadek. Zupełnie niepotrzebnie.
Pozdrawiam japońską ochotniczkę :-)

gucio pisze...

a ja za bardzo nie wiem, w jaki sposób mieli się zachować ci sanitariusze? Rozumiem, że pan był przytomny i mógł wstać i podejść do karetki (pewnie zresztą asekurowany), a chyba nikt nie stawia wozu daleko od poszkodowanego. Chyba... ;)

Anonimowy pisze...

jedna Pani drugiej Pani, a ta trzeciej, czwartej, piątej i do ... gazety! a dziennikarze, za swoją nierzetelność kiedyś się doigrają!

Anonimowy pisze...

No cóż...każdy patrzy ze swojego punktu widzenia - Ty Nikito, jako lekarz, ja jako pacjent - prawda jest taka, że w większości gabinetów, przychodni, pod numerami telefonów służby zdrowia spotyka się zmęczonych, obojętnych, niesympatycznych ludzi, którzy swoją frustrację złym planowaniem pracy i niskimi zarobkami wyładowują na Bogu ducha winnym pacjencie. Ale największy szlag mnie trafia, kiedy dotyczy to osób starszych...nie będę już więcej wylewała swoich żali na naszą służbę zdrowia, bo to temat rzeka,szkoda klawiatury i miejsca na blogu...pozdrawiam serdecznie :)

Anonimowy pisze...

Wyobrażenia laików na temat udzielania pomocy są w naszym kraju na poziomie przerażającym. Wychodząc ostatnio po dyżurze ze szpitala natknąłem się na siedzącego na trawniku, opartego o mur, nieprzytomnego mężczyznę, wyjątkowo nie zionącego alkoholem. Wokół niego zebrał się już tłumek komentujący zdarzenie. Szybko zbadałem podstawowe funkcje życiowe stwierdzając tętno tylko na tętnicy szyjnej. Na kończynach nie było nawet nitkowatego. Natychmiast położyłem chorego, podniosłem nogi do góry i... w tym momencie jakiś facet i zażywna jejmośc, zaczeli odpychać mnie od nadal nieprzytomnego, próbując go posadzić. Zgromadzony tłumek (coraz większy) rzucił komentarz: patrz k...a, chciał go zabić, dobrze , że mu przerwali. Dopiero kiedy dobitnie uświadomiłem gawiedzi, że jestem lekarzem i przez komórkę wezwałem ekipę z SOR - u przestali mi przeszkadzać, ale komentarzy w stylu "gówno się znają" przybywało. Kiedy mężczyzna odzyskał przytomność i przekładaliśmy go na nosze, podłączając już kroplówkę, gawiedź, mieląc pod nosem nieżyczliwe komentarze zaczęła się rozchodzić. A można inaczej. Kilkakrotnie, przyjeżdżając do wypadku "R-ką", spotykałem parę młodych ludzi - najprawdopodobniej harcerzy, którzy w sposób wręcz profesionalny potrafili udzielić pierwszej pomocy osobom poszkodowanym. Dzięki nim dwóch zawałówców, których reanimowali przeżyło, dziecko zaklinowane w rozbitym samochodzie nie wykrwawiło się, a motocyklista, który wygrzał swoim "przecinakiem" w autobus nie został sparaliżowany od szyi w dół (prawidłowa stabilizacja kręgosłupa). Oni też musieli barować się z tłumem gapiów, których najczęstrą radą było: nie ruszaj pan bo zaszkodzisz..
Wkurza mnmie to, bo często prowadzę szkolenia z udzielania pierwszej pomocy w różnych instytucjach i zakładach pracy i zdarzało mi się widywać w takim tłumku "moich kursantów" (cóż wiedza nie zastąpi prymitywnej mentalności), a po drugie, przypomnijcie sobie jakie kłopoty miał Jurek Owsiak, kiedy chciał wejść do szkół z takimi szkoleniami. Skończyło się na tym, że musiał wynajmować odddzielne sale, żeby przeszkolić nauczycieli.
W tym zaścianku europy jaki uczyniło z Polski 50 lat komuny i dwa lata rządów braci + Giertycha ręce opadają nawet najwytrwalszym.
Życzę Ci Oleno, żebyś też czsem spotkała takich "swoich" harcerzy bo satysfakcję z tej pracy, mimo licznych przeciwieństw, zapewnia Ci oczywiście Twoje "pozytywne zakręcenie" w tym temacie.
Pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Kochane dochtóry,tak to na tym świecie bywa,że są lekarze i konowały,ludzie i taborety.
Nadto zależy kto i gdzie ucho przyłoży !!!Bywa różnie.

Media żywią się skandalami jak hieny padliną,bo motłoch to lubi.
Dziś w tok-fm dziennikarze dworowali z faktu,że w Trójmieście
po godz.23:00 nikt go bolącego zęba się nie ruszy,bo N.F.Z. nie podpisał umowy- najbliższa placówka w Słupsku/sprawiedliwe !?/ i nadto
prawda,czy fałsz ?

A co do traumatycznych przeżyć związanych z publicznym ratowaniem życia-należy to sobie raz na zawsze wpisać w straty.
Są zawody,których publiczne wykonywanie/pomijając katów/ nie będzie wzbudzało aplauzu nieobeznanych z materią obserwatorów.I nie należy oczekiwać pochwalnych okrzyków p.t.wiwat!doktor,policjant,
strażak,ochroniarz...
Albowiem:
strażak ugasi pożar,uratuje ludzi.
ale pani!oni zalali przy okazji
10 pięter.Przykłady mnożą się jak króliki.
Obserwowałam w markecie,jak kasjerka zatrzymał gnojka,który pod kurtką usiłował ukraść 11 piw.
Oddał,bo musiał.Ochroniasz gonił uciekającego do wyścia złodzieja,
co by go dokładnie przeszukać i użył "przemocy bezpośredniej" w
postaci pchnięcia pod ścianę.
Emerytki i niestety nie tylko,
podniosły lament "...jak on mógł
tak brutalnie go potraktować !!!"
I co ! nico! policji nie wezwano,
ochroniarz odszedł w niesławie.
A ja życzyłam wszystkim, miłych wspomnień ze spotkania ze złodziejem.

Z TV w U.S.A.:nawet w warunkach szpitalnych wyprasza się rodziców
niemowlaka przed wkłuciem dokręgosłupowym,aby zaoszczędzić im poczucia,że dziecku dzieje się potworna krzywda.
Szkoda nerwów-spisać NA STRATY.
Co więcej wybaczyć...,bo nie wiedzą ,co czynią.

Oleno,być może już wyspana,znasz
swoją wartość i luz,oby dyżurów
na ochotnika było jak najmniej.
Lepiej wypić..za błędy na dole i
na górze.To nie my.

Anonimowy pisze...

To System jest chory nie lekarze!
I to zarządzający systemem napuszczają pacjentów na lekarzy. Kto jak kto ale Nikita powinien mieć już jasny pogląd na ten stan rzeczy.
P O Z D R A W I A M !!!! WERKA
www.blogowanko.bloog.pl

Anonimowy pisze...

No to szable w dłoń !!!!!
I SYSTEM goń.
Powodzenia Werko