11 lutego 2008

Idą Walentynki



Kot jak wiadomo stworzenie przemyślnie złośliwe a do tego jak zechce potrafi wydobyć z siebie odgłosy sprawiające że zakręcają się włosy na plecach J.


Spałam sobie samotnie delektując się snem w którym jestem posiadaczką zaj… dużego pokoju pełnego książek (a jestem nałogową czytaczką), gdy nagle uszu mych doszedł rozdzierający ryko-szloch zza okna. Cudny sen natychmiast prysł, a ja etatowy obrońca uciśnionych wyrwałam z łóżka boleśnie przywalając kolanem w jego jakże kanciasty brzeg, aby ratować kolejną babcię. Niestety mimo wykonanego z poświęceniem kulawego sprintu do okna nie udało mi się zauważyć ani potencjalnego sprawcy ani ofiary.


- Czyżby omamy i otaty mi się przytrafiły?


Rozważania tego typu o drugiej nad ranem zazwyczaj nie najlepiej świadczą o zdrowiu psychicznym nocnego filozofa, na szczęście jako ratunek dla mojej nadwątlonej poczytalności zza okna rozległ się kolejni szlocho – kwik po czym na trawniku przełknęły dwa cienie goniąc trzeciego. I tak patrząc w okno poczułam, że aż mi się ciepło z ulgi zrobiło, że jednak pod dekielkiem wporządku…


… ciepło?


… ciepło!?


… O jasna cholera!


Zapomniałam że Nikita również obserwował przez szybkę niepokojące zjawisko, i tak się chłopak zdenerwował, że nie może dobrać się do panny i pogonić obcych kocurów ze swojego terenu, że z tych nerwów obsikał szybę, parapet i przy okazji moje ręce J


… no tak – pomyślałam sobie – Walentynki idą.


I o drugiej nad ranem zajęłam się sprzątaniem kociego afektu.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Takie "omamy i otaty" doświadczyłem 27 lat. Możliwe, że było to w okolicy Walentynek, które jeszcze nie były w modzie, ale koty pewnie już znały to święto zakochanych. Całą noc słyszałem płacz dziecka. Zaniepokojony, że komuś dzieje się krzywda obszedłem całą posesję. Noc nieprzespana, porzucone dziecko nie odnalezione i niepokój. Rano ktoś bardziej biegły w kocich Walentynkach wyjaśnił mi skąd ten nocny płacz dziecka. Obyło się bez dodatkowych atrakcji, jakie przytrafiły się Tobie.

Anonimowy pisze...

Dobrze,że kocie walentynki są raz w roku.Płaczące niemowlaki za oknem,br.....
Natomiast ludzie płci męskiej "goniąc króliczka" przez SZYBĘ zdolni są do większych wpadek,niż to się zdarzyło Nikicie,piszą wiersze,są przejmująco romantyczni.......
W końcu złośliwy los otwiera okno i złowiony= zatopiony/zatopiona.
Twój ulubieniec niezwykle ekspresyjnie udowodnił,że najbardziej smakuje zakazany owoc,do którego nie należy zbliżać się postronnym obserwatorom,bo można zostać solidnie obsikanym.
Urynoterapia za darmo.

Anonimowy pisze...

Jak wszystko zawiedzie można zawyć pod balkonem wybranka,
" Moją ostatnią rozmowę z królem"-Anity Lipnickiej.Sukces gwarantowany,skały kruszy.

Anonimowy pisze...

A i owszem walentynki szły i sobie poszły ale dla kotów to idą już marcowe dni miłośne...
www.blogowanko.bloog.pl